piątek, 13 listopada 2009

自転車の話/ Opowiastka o rowerze

Każdy student, gdy tylko zostanie studentem, natychmiast zdaje sobie sprawę z tego na czym polega życie studenckie i zaczyna po studencku rozumować. Wie, że jeśli mieszka w takim mieście jak Mino (czyt. na wsi) koniecznie musi sprawić sobie rower... Jeśli nie dostanie go w "spadku" po znajomym, który wrócił już do swojego kraju pozostaje mu tylko jedno...  
W ten właśnie sposób pewnej ciepłej soboty znaleźliśmy się w Mino Kuriningu Sentaaa, czyli Centrum Oczyszczania Mino. To tam trafiają rzeczy, które zostały wyrzucone, ale nadają się jeszcze do użycia. Także rowery. Właśnie rowery przyciągnęły naszą uwagę. Wkroczyliśmy więc dziarskim krokiem do budynku i zostaliśmy skierowani do sali w której piętrzyła się góra bliżej nie określonego żelastwa. Przepraszam, stały używane rowery. Po długich poszukiwaniach każdy znalazł taki, który nie był przerdzewiały na wylot oraz nie miał designu z lat 20 i tak uzbrojeni przeszliśmy do fazy drugiej. 
Faza druga polegała na przygotowaniu roweru do jazdy, czyli mówiąc wprost zmienieniu starego grata w coś co nadaje się do użytku. W sąsiedniej sali mieścił się niewielki warsztat, gdzie bezpłatnie można było korzystać z narzędzi, części zamiennych i środków czyszczących. Oczywiście samo to na niewiele by mi się zdało, ale w połączeniu z miną "ojej, i co ja mam teraz zrobić?? :((" dało efekt natychmiastowy. Kilku japońskich staruszków w ciągu kilku sekund znalazło się koło mnie i koleżanki zagadując do nas w dialekcie kansaiskim i dziarsko naprawiając nasze przyszłe pojazdy. Panowie ci, jak się zresztą okazało wszyscy w wieku emerytalnym, mają głównie wspierać radą osoby, które chcą rower naprawić. I wspierali radą... kolegę, który niestety nawet stojąc z nieszczęśliwą miną nie robił widać odpowiedniego wrażenia... Cała zabawa polega bowiem na tym, że rower trzeba samemu naprawić (a czasem wręcz poskładać w oparciu o ramę) a w nagrodę otrzymuje się go na własność. Trzeba przyznać, że pomysł jest bardzo pro-edukacyjny, atmosfera w warsztaciku przeurocza a i popaprać się trochę w smarze całkiem fajna sprawa. 
Mój rower został więc naprawiony, wypucowany (to już przeze mnie), zapytano mnie kilkakrotnie czy na pewno mam sprawne hamulce i wręczono blokadę z kluczykiem. Już miałam wychodzić, kiedy jeden z panów podbiegł do szuflady i przyniósł... maskotkę - breloczek do kluczyka. :) Gdy tylko znalazłam się na ulicy wskoczyłam na siodełko by z radością stwierdzić, że chociaż ostatnio a rowerze jechałam chyba w gimnazjum nie wszystko zdążyłam jeszcze zapomnieć. Kiedy opanowałam ponownie skręcanie i wjeżdżanie na krawężniki wyjechaliśmy za bramę... i tam stanęliśmy oko w oko z szosą opadającą pod kątem jakichś 40%. Taaak.. teraz już wiem, czemu pytali mnie o hamulce... 
Starsi panowie byli naprawdę przesympatyczni, pochwalili polską drużynę siatkówki "bo wygrywa z Japonią", popytali o polskie zwyczaje, pozachwycali, że tak młodo wyglądamy... Jeden z nich zaciągnął mnie do mapy i kazał sobie pokazać gdzie ta Polska tak naprawdę leży. Kiedy wskazałam odpowiedni punkt objechał palcem granice i pokiwał głową w zadumie "O tyle większa od Japonii!"... "Ale... to Europa, Proszę Pana... tam jest dużo małych krajów, w tym Polska, o tu!"

3 komentarze:

  1. To ja w takim razie, jako okropna, bezwstdna potkara, będąc przy temcacie rowerów, doniosę, że niedawno (na wycieczce do Xi'aniu) dowiedziałam się rzeczy tak szokującej, że dech mi zaparło. Otóż, Krzysiu i Sosik, oboje, nie potrafiom jeździć na rowerze!!! Prawie jak kalectwo. Co oni poczną jak mombu wygrają?!
    A że jak już wspomnałam, jestem okropna, to doniosę, że Sosu nie umie także pływać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahah. :) Nasze małe japonistyczne ofiarki losu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dorotka i rowerek kawaii ne? ^^ hehe
    Swoją drogą projekt bez kitu bardzo pro-edukacyjy: Do It Yourself or Fuck off! :P
    Pozdroooo :****

    Gawronek

    OdpowiedzUsuń