Dawno nie pisałam. Głównie dlatego, że piszę pracę zaliczeniową. Może nie dużą i niezbyt ciekawą, ale zupełnie wystarczającą żeby pochłonąć cały mój zapał pisarski. No i przywykłam. To co kiedyś wydawało się egzotyczne teraz jest codziennością.
Wiosna przychodziła w tym roku bardzo powoli, rozleniwiając całe towarzystwo i zachęcając do zamknięcia się w swoich pokojach. Bo po co wychodzić jak zimno i leje? Był w prawdzie wesoły i gorący - Golden week - długi wolny tydzień na początku maja, ale i ten spędziliśmy jak zwykle: Fushimiinari, Hiezan, po raz setny Kyomizudera. Po raz kolejny Nara, która własnie obchodzi rocznicę 1300-lecia. Potem jeszcze słynne Aoi Matsuri w Kioto a wcześniej wycieczka szkolna na Shikoku. Człowiek zaczyna odnosić wrażenie, że widział już wszystko. A czego nie widział, to może się domyślić. Spróbujcie kiedyś w rok zwiedzić powiedzmy.. wszystkie kościoły i zamki w południowej Polsce. Na widok wszelkiej maści świątyń mam ochotę wziąć nogi za pas.
Nie obeszło się jednak całkiem bez przygód. Szczególnie udała się wycieczka na Shikoku, gdzie nie tylko obejrzeliśmy ciekawe i zabawne Kabuki (nie sądziłam, że to możliwe), ale nawet wykąpaliśmy się w gorących źródłach (w których pływały prawdziwe róże!).
Potem jeszcze Hiezan, na którą wspięliśmy się od strony jeziora Biwako aby zejść po stronie Kioto. Na szczycie znajduje się kompleks świątynny, więc (naturalnie) poszliśmy go zwiedzić. Przed wejściem do świątyni, jak wszyscy cywilizowani ludzie, zdjęliśmy buty. Zupełnie niespodziewanie i bez ostrzeżenia jeden z kolegów powiedział "A co jak ktoś założy nasze buty i sobie pójdzie"? "Niemożliwe..."
Jak łatwo się domyślić, kiedy wyszliśmy ze świątyni jego butów już nie było. Nie pomogły ogłoszenia, które mnisi nadali przez megafon na cały obiekt: "Nastąpiła zamiana obuwia. Osoby w czarnych adidasach NIKE proszone są o sprawdzenie, czy maja na nogach własne obuwie" W efekcie kolega został odesłany do biura świątyni, gdzie dostał o numer za male tenisówki (jak się okazuje nasz przypadek nie był wcale odosobniony) oraz rekompensatę pieniężną. W drodze powrotnej nie mogliśmy się oprzeć potrzebie patrzenia mijającym nas osobom...na stopy.
Zbliża się tsuyu, pora deszczowa. Tak przynajmniej twierdzi kalendarz, ale że pogoda w tym roku zdaje się z niego drwić, to właściwie nie wiadomo czy będzie czy nie. Mukade też miały być. A nie ma. Mukade, to ogromne japońskie stonogi, trujące i paskudne, które lubią gnieździć się w okolicach ludzkich osiedli (w tym domach), a podobno szczególnie lubią nasz kampus. A przynajmniej lubiły. Póki był otoczony przez lasy i laski. Teraz otoczony jest przez plac budowy, więc chyba nawet mukade się wyniosły.
Widziałam niedawno w telewizji program o pewnym miasteczku, które terroryzuje małpa. Małpa zeszła z gór, wśród ludzi (i produkowanych przez nich odpadków) podoba jej się bardziej niż w lesie. A duże, sprawne, dzikie zwierze w sąsiedztwie to nie lada problem. Z zaciekawieniem słuchałam historii, zastanawiając się gdzie może się dziać akcja tej mrożącej krew w żyłach opowieści. "I tak mieszkańcy Ibaraki-shi muszą koegzystować z dzikim zwierzęciem.." No tak, za rogiem, to było do przewidzenia...
Swoją drogą promotor jednej z moich koleżanek wyraził ostatnio głębokie zdumienie "Jak to? Nie macie małp? Rozumiem, że nie macie dużych, ale takich zwykłych też nie macie??"
poniedziałek, 31 maja 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To, że wam przychodzi się szlajać po świątyniach i innych tego typu bezeceństwach jest jeszcze jakoś usprawiedliwione, tylko dlaczego te biedne dzieci z podstawówek też muszą to robić?:)
OdpowiedzUsuń