czwartek, 15 października 2009

坂大にようこそ! / Witamy na Handaiu

Japonia. Dojechałam. Fajerwerków nie było. Ale jest całkiem nieźle.
Jak wiadomo od zawsze chyba, każda magiczna kraina, nawet Japonia, z bliska okazuje się po prostu rzeczywista. Ale czy wszystko co rzeczywiste musi koniecznie być gorsze?
Samolot do Frankfurtu trochę trząsł. Ten do Osaki był tak wielki, że nawet jeśli trząsł drgania rozpłynęły się gdzieś po drodze i nie przeszkodziły mi w oglądaniu kolejnych filmów na niewielkim telewizorku umieszczonym tuż przed moim nosem. Mimo zmęczenia spowodowanego stresem związanym z awarią pociągu na Balice, pomyłką pana wydającego bilety, przesiadką, odkryciem, ze tak naprawdę moja rezerwacja nie jest do końca zarezerwowana i wielokrotnym przewracaniem moich gratów w poszukiwaniu nie wiadomo czego przez obsługę lotnisk (coś w moim plecaku musiało wyglądać szczególnie atrakcyjnie, bo zatrzymywano mnie na każdej bramce... z wyjątkiem polskiej, ma się rozumieć) nie uśpiły mnie ani "Anioły i demony" ani "Epoka lodowcowa". Wyczynu tego dokonały dopiero "Transformers 2". Gratulujemy.
A po przylocie... tak, po przylocie życie nie było już takie różowe. Przede wszystkim Osaka powitała nas pogodą, którą z czysty sumieniem mogę określić jako Mushi-atsui a biorąc pod uwagę, że wylatując z Polski miałam na sobie zimową kurtkę szok termiczny był silniejszy niż jetlag.
Z kolei nastąpiła chwila stresu w oczekiwaniu na bagaż (jak się okazuje nie tak całkiem nieuzasadniona, bo nie wszyscy mieli tyle szczęścia by swój bagaż dostać tego samego dnia), bliskie spotkanie z psami szukającymi narkotyków, kolejny miły pan na bramce przeszukujący moje tampony w poszukiwaniu ciekłego wodoru i już mogłyśmy wyjść z lotniska.
Tam dla odmiany panowie kierowcy, którzy usilnie próbowali przeczytać na głos te dziwne zbitki znaków katakany które podobno były naszymi nazwiskami (na marginesie moje drugie imię, Jadwiga, okazało się dla nich szczególnie dużym wyzwaniem) i już siedzieliśmy w busach kierujących się do Mino.
Po drodze przeraził nas jeszcze pomnik - symbol EXPO w Osace. Kiedy go mijaliśmy przez moment podejrzewałam, że to wytwór mojej niewyspanej wyobraźni, ale pyknięcie aparatu za moimi plecami upewniło mnie, że inni także widzą to niezwykłe zjawisko.
W końcu dotarliśmy do akademika otulonego strugami deszczu. Szczerze mówiąc, do dziś nie widziałam w Osace dnia tak strasznie smutnego, szarego i przygnębiającego jak 2 października. Kampus jeszcze pusty - studenci pojawić się mieli dopiero tydzień później, akademik umiarkowanej klasy i pogoda pod psem. Dokładając do tego brak internetu i fakt, że Japończycy z wrodzoną sobie wrażliwością (na sprawy urzędowe i ich terminowe załatwianie) posadzili nas od razu do wypełniania stosów dokumentów, depresja u 80% nowo przyjezdnych nie była niczym zaskakującym. Swoją drogą, to fascynujące uczucie wypełniać druczki po 24 godzinnej podróży przez kilka stref czasowych. Nigdy jeszcze nie myślałam tak intensywnie nad tym kiedy to ja się właściwie urodziłam.
W końcu trafiliśmy do swoich pokoi. Pierwszym co rzucało się w oczy było to, że są duże. Naprawdę. Całe życie wpajano mi, że jeśli już dotrę do Japonii będę się gnieździć w jakiejś maleńkiej klitce, w której ledwo zdołam się obrócić. Tymczasem, pierwszego dnia pomyślałam, że mój pokój nie tylko jest duży... jest za duży... i strasznie pusty.
Rozlokowaliśmy się więc w pokojach, odetchnęliśmy nieco i tak! Hurra! Kolejna porcja formalności! Ah, jakie to piękne, czy to nie wspaniale? I tak przez kolejny tydzień. Witamy na Handaiu.

3 komentarze:

  1. Przeurocze :) Nie ma to jak pełen humoru sposób na opisanie chyba dość mocno wkurwiającej podróży i jej bezpośrednich rezultatów. Trzymaj się ciepło, pisz regularnie, całuski i pozdrówki! Ucałuj też Monikę. Nie dajcie się zjeść Żółtaczkom!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to mówią podróze kształcą! Heh. Widzę, że dzieje się w Twoim życiu! :)
    Tak jak wcześniej pisałaś..., dla fanów Japonii, z Polski ten kraj wydaje się być "krainą mlekiem i wodą płynącą", ale jak już sie tam jest, to chyba raczej nie dokońca.
    Może jakieś zdjęcia zamieścisz? Byłoby fajnie! :) Pozdrawiam i wytrwałości w pisaniu życzę!
    Anna T.

    OdpowiedzUsuń
  3. tzn chciałam powiedzieć krainą mlekiem i miodem płynącą"! < głupek >

    OdpowiedzUsuń